niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 4

Bolała mnie głowa,niemiłosiernie mnie bolała.Z resztą tak jak plecy,tuż nad kością ogonową,jak by przejechał po mnie walec,łamiąc mi kości w tamtym miejscu.Nie mogłam otworzyć oczu,ani ruszyć się z miejsca by zadzwonić do kogokolwiek by przyjechał i mi pomógł.Wtedy usłyszałam donośne walenie do drzwi,chciałam się podnieść i iść otworzyć,ale nie mogłam.Jeśli to Amber,to ma klucze do domu,kiedyś jej dałam swoje zapasowe i tak zostało.
-Boże Brooke!.-usłyszałam krzyk przyjaciółki,chciałam jej powiedzieć by się zamknęła,ale nie mogłam.
-Dzwoń po karetkę.-usłyszałam drugi głos,męski.-Brooke,słyszysz mnie?.-rozpoznałam ten zachrypnięty głos Justina,ale co on tutaj robił?.-Brooke,ocknij się.-czułam lekkie klepanie po policzkach,czułam też jak przystawia swoją twarz do mojej.Zapewne by sprawdzić czy oddycham,bo poczułam jego palce na moim nadgarstku.
-Co z nią?.-zapłakany głos przyjaciółki usłyszałam po drugiej strony swojej twarzy.
-Żyję,oddycha.Ale poczekajmy na pogotowie,chyba spadła ze schodów i nie wiadomo czy czegoś nie złamała.-odpowiedział spokojnie,zadziwiające że w takiej sytuacji potrafi zachować taki spokój,ja zapewne bym panikowała.Chciałam się odezwać,by powiedzieć że jest okej ale nie mogłam.Czemu do cholery nie mogłam się odezwać?-chciałam wykrzyczeć,udało mi się.Tylko że w mojej głowie.Leżałam tak chyba z kilkanaście minut,albo godzin,nie miałam pojęcia ile minęło ale ból w plecach trochę zmalał,ale głowa dalej pulsowała z powodu uderzenia.Poczułam nagły przypływ sił,więc spróbowałam unieść powieki i udało mi się.Otworzyłam najpierw jedną,potem drugą które lekko przymknęłam z powodu jasnego światła.
-Justin!.-przyjaciółka siedziała obok mnie,trzymając moją rękę.-Chodź szybko.-krzyknęła,na co przymknęłam powieki.
-Co jest?.-czułam jak chłopak kuca nade mną.
-Chyba się ocknęła,bo otworzyła oczy ale znowu zamknęła.
-Brooke,otwórz oczy.-znowu mnie poklepał delikatnie po policzku.-Karetka za chwilę będzie,nie martw się.-tym razem pogładził mnie po policzku,więc uchyliłam powieki.
-Hej.-zobaczyłam jego szczery uśmiech.-Co cię boli?.-spytał,przyglądając się uważnie mojej twarzy,ale nie mogłam odpowiedzieć.Gdy chciałam wydusić z siebie słowo,czułam jak przez moje plecy przeszywa okropny ból.
-Gdzie ta cholerna karetka!.-wrzasnął chłopak. I znowu przymknęłam oczy,odpływając.



****

Obudziło mnie ciche pukanie,otworzyłam oczy i nie wiedziałam gdzie jestem.Ściany były kremowe,na przeciw łóżka wisiał telewizor,a ja leżałam na małym łóżku,przykryta białą pościelą.Szpital-pomyślałam,ale nie do końca wiedziałam czemu tutaj jestem. Drzwi się otworzyły,a za nich wyszedł mój tata,który na mój widok się rozpromienił.
-Elizabeth,Brooke się obudziła.-powiedział,i odwróciłam głowę w drugą stronę,gdzie ujrzałam śpiącą mamę,która opierała głowę na moim łóżku.
-Boże dziecko.-mama od razu się podniosła,całując mnie w czoło i przycisnęła jakiś przycisk obok mojej głowy.-Tak się cieszę że w końcu się obudziłaś,tak bardzo się martwiliśmy.-widziałam w jej oczach łzy,więc ścisnęłam jej rękę w geście pocieszenia.
-Co się stało?.-w końcu udało mi się wydusić z siebie słowa,tyle że w moim gardle poczułam żywy ogień.
Mama nie odpowiedziała na moje pytanie,bo do sali weszła pielęgniarka,tak bynajmniej mi się wydaję,zważając na jej strój.
-Dzień Dobry Brooke. Nareszcie się obudziłaś,trochę już się martwiliśmy.-posłała mi ciepły uśmiech.-Wiesz co się stało?.-od razu pokręciłam głową,czekając aż wyjaśni cokolwiek.-Co pamiętasz jako ostatnie?.-spytała,stając nade mną i zwiększając ilość kroplówki.
Chciałam jej odpowiedzieć,ale moje struny głosowe chyba całkowicie odmówiły posłuszeństwa.Pielęgniarka widząc to,uniosła delikatnie podgłówek tak że znalazłam się teraz w pozycji siedzącej i podała mi szklankę wody.Kiwnęłam głową,w podziękowaniu i wypiłam na raz całą szklankę.
-Pamiętam tylko tyle,że było mi słabo i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki żeby przyjechała.-powiedziałam powoli,z krótkimi przerwami.
-Pani doktor,czy nic jej nie jest?To znaczy,czy nic poważnego jej się nie stało?.-spytała zdenerwowana mama.
-Ma zbitą kość ogonową,złamany nadgarstek,lekki wstrząs mózgu i stłuczone żebra spowodowane spadnięciem ze schodów.Poza tymi uszkodzeniami nic więcej jej nie jest.Tylko tak jak mówiłam,Brooklyn musi regularnie brać leki wziewne,tylko tym razem zmienimy jej inhalator z proszkowego na ciśnieniowy.Tak będzie lepiej dla Brooke.-posłała mi uśmiech i wyszła z sali.
Opadłam delikatnie na plecy,czując lekki ból w dole pleców.
-Ile tu leżę,i kiedy stąd wyjdę?.-spojrzałam na rodziców,czując już ulgę w płucach.
-Dwa dni kotku,a kiedy wyjdziesz to nie wiem.Pewnie powiedzą wieczorem na obchodzie.-uśmiechnął się do mnie tata i przysiadł na łóżku.Westchnęłam na myśl o tym,że spałam dwa dni,tylko dlatego że spadłam ze schodów i walnęłam się w głowę.Co za bezsens-pomyślałam.
Wygoniłam z sali rodziców,mówiąc im żeby w końcu poszli się przespać bo z tego co się dowiedziałam to siedzieli tu razem ze mną,gdy tylko dowiedzieli się że jestem w szpitalu. A z tego co się dowiedziałam dzisiaj od lekarza,muszę tu zostać jeszcze co najmniej przez dwa dni na obserwacji,chyba że wszystko będzie w porządku to jutro po południu będę mogła wyjść do domu.

***
-Nareszcie.-odetchnęłam z ulgą wychodząc ze szpitala,ciągła masa badań,pobieranie krwi potrafi człowieka wykończyć,tym bardziej że cały czas musiałam leżeć i nie wstawać. Amber nie odzywała się do mnie podczas mojego pobytu w szpitalu,a nie raz pisała że wpadnie do mnie po skończeniu pracy,a później pisała z przeprosinami że nie "wyrobi się bo ma dużo pracy". Nie miałam jej tego za złe,w końcu musi jakoś sobie radzić,ale ja już nie raz mówiłam jej że wspomogę ją finansowo gdy tylko będzie tego potrzebowała. Zawsze kończyło się to kłótnią,więc w końcu odpuściłam ten temat i nie powracałam do niego. Justin też się ze mną nie kontaktował,w sumie nawet nie liczyłam na żadną wiadomość typu "jak się czujesz?",nie jestem lepsza bo sama do niego nie pisałam.No bo po co?
Rodzice niestety nie mogli odebrać mnie ze szpitala,bo dzisiaj z samego rana musieli wyjechać na jakieś pilne spotkanie na drugim końcu miasta,więc zadzwoniłam po taksówkę i czekałam na nią pod wejściem do szpitala.Czekając na pojazd,poczułam jak w kieszeni spodni wibruje mój telefon,wyciągnęłam go i nie patrząc na nazwę przyłożyłam do ucha.
-Brooklyn słońce,wracam dzisiaj!.-do moich uszu dotarł piskliwy głos mojej drugiej najlepszej przyjaciółki,Ashley.
-Ashley,w końcu!.-niemal krzyknęłam,byłam szczęśliwa że wraca.W końcu nie było jej ponad miesiąc,ponieważ wybrała się razem ze swoim chłopakiem Maxem na wakacje "życia",jak to ujęła.
-Też się ciesze,mam ci tyle do opowiedzenia.-mogłam wyczuć jej podekscytowanie.
-O której będziesz?
-Wieczorem już będę u ciebie,właśnie mamy przesiadkę z Paryża do Nowego Jorku.Muszę kończyć,kocham cię.-chciałam zakończyć połączenia,ale nie zdążyłam.-Brooke!Zaopatrz się w jakiś dobry alkohol i nasze filmy.Pa!.-krzyknęła i zakończyłam połączenie,uprzednio żegnając się z nią.
Byłam szczęśliwa że wraca,strasznie przywiązałam się do tej roztrzepanej blondynki,znam ją o wiele krócej niż z Amber,bo Ashley poznałam w pierwszej klasie liceum i od razu załapałyśmy świetny kontakt.
Po piętnastu minutach podjechała taksówka,podałam adres kierowcy i ruszyliśmy w stronę West Side.Wysiadając zapłaciłam taksówkarzowi i podziękowałam,weszłam do mieszkania słysząc tylko dźwięk lodówki,więc skierowałam się w stronę swojego pokoju i położyłam koło łóżka torbę i rzuciłam się na swoje miękkie łóżko wdychając ulubiony zapach płynu do płukania.Miła odmiana,zważając na fakt że przez tydzień byłam zmuszona do wdychania przeróżnych środków czystości,jakie używa się w szpitalach.Spojrzałam na zegarek który wskazywał za piętnaście trzynasta,nie wiedząc co ze sobą zrobić wyjęłam z szafy czarne leginsy i zwykły biały top,szybko się przebrałam,narzuciłam jeszcze na siebie czarną ramoneskę,chwyciłam kluczyki do auta i wyszłam z domu.
Jadąc przez West Side,zobaczyłam nowo otwarty salon fryzjerski,nie zastanawiając się dłużej zaparkowałam pod nim samochód i skierowałam się w stronę wejścia. Potrzebowałam zmian,nie za bardzo drastycznych,ale takich by były widoczne.
Po godzinie opuściłam salon z wielkim uśmiechem na twarzy,dotąd moje długie włosy były skrócone,aż do szyi,dzięki czemu moja twarz wydawała się smuklejsza,a kości policzkowe bardziej widoczne.Byłam zadowolona z efektu końcowego,dziewczyna w salonie proponowała mi rozjaśnienie o dwa odcienie,ale nie byłam gotowa na aż takie zmiany,więc zostawiłam swój czarny kolor taki jaki był.Wsiadłam do auta i pojechałam w stronę Bronxu,tam gdzie zmierzałam od początku,byłam podekscytowana tym jak zareaguje Amber,chociaż mogłam być pewna że nie będzie z tego zadowolona,zawsze mi mówiła jakie to mam piękne długie włosy.Cóż,miałam a teraz już ich nie odzyskam,chyba że za kilka lat.
Zaparkowałam samochód pod blokiem przyjaciółki,spojrzałam w jej okno i zobaczyłam zapalone światło,więc była w domu i nie jechałam na marne.Wysiadłam z auta i zablokowałam je,po pięciu minutach wdrapałam się na samą górę schodów i zapukałam do drzwi.Miałam klucze do jej mieszkania,tak samo jak ona do mojego,ale po co mam ich używać skoro ona jest w środku? Słyszałam ciche kroki po drugiej stronie,ale nikt mi nie otwierał więc zapukałam ponownie,lecz trochę głośniej.Nadal nic.
Wyciągnęłam klucze z kieszeni i przekręciłam zamek wchodząc do środka. Tak jak wcześniej światło było zapalone,tak teraz wszędzie panowała ciemność.Ściągnęłam buty przy drzwiach i zapaliłam światło w korytarzu.Słysząc jakieś dźwięki dobiegające z kuchni poszłam w tym kierunku,oparłam się o framugę i spojrzałam na przyjaciółkę które niemal połykała Justina,zaś ten usilnie próbował pozbyć się jej bluzy.
-Przepraszam że przeszkadzam.-skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam jedną brew ku górze w zaciekawieniu. Justin niemal odskoczył od Amber gdy usłyszał głos za plecami,musiałam walczyć sama ze sobą by nie wybuchnąć śmiechem.Amber tylko na mnie spojrzała z wielkimi oczami,chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieję.
-Brooke?.-spytała podchodząc do mnie,i dotykając moich włosów jakby były jakimś nadzwyczajnym odkryciem.
-Jak widać.Nie macaj tak moich włosów Amber.-warknęłam na nią,gdy ta nadal dotykała moje włosy.
-Wyglądasz jak nie ty,co ci odbiło żeby obcinać włosy?.-niemal krzyknęła.
-Potrzebowałam zmian.-uśmiechnęłam się do niej,i przeniosłam wzrok na Justina który wpatrywał się we mnie i zapinał guziki od swojej koszuli. Wyglądał tak samo jak ostatnio,czyli gorąco i seksownie.Nie można mu tego zaprzeczyć,był przystojny i nawet zdawał sobie z tego sprawę.
-Co tu robisz Benson?.-tym razem zapytał mnie Justin,nadal wpatrując się we mnie przeszywającym spojrzeniem.
-Mogła bym zapytać cię o to samo,Bieber. Ale już się domyśliłam po co tu jesteś.-puściłam mu oczko i podeszłam do czajnika by nastawić wodę na herbatę.
-To  nie tak,my po prostu..
-Nie interesuję mnie to Justin,nie musisz się tłumaczyć.-przerwałam mu i wzruszyłam ramionami.

Nie interesowało mnie po co tu był,jaki miał związek z Amber.W końcu ta dziewczyna,a moja przyjaciółka lubiła bawić się chłopakami,potrafiła czasami nawet zaliczyć w jedną noc pięciu facetów.A z tego co wiem o Bieberze,robił to samo więc nie mnie oceniać ich związku,chcieli się bawić niech się bawią.Tylko dlaczego Amber kazała mi nie zbliżać się do Justina?Czyżby bała się że odbiorę jej seks zabawkę i będzie musiała znaleźć kogoś innego?
Nigdy nie słuchałam swojej przyjaciółki,co nie raz sprowadzało mnie na złą drogę albo wkopywało mnie to w kłopoty.Ale jeśli ktoś by mnie uprzedził,co się stanie w moim życiu.Trzymała bym się od niego z daleka,chociaż nie jestem co do tego w stu procentach pewna.







Jeśli przeczytałeś/aś,skomentuj :)

niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział 3

Obudziłam się i usiadłam na łóżku wsuwając na stopy ciepłe kapcie i ruszyłam w stronę łazienki.Nie musiałam brać prysznica,bo brałam go wczoraj więc tylko przemyłam twarz zimną wodą i zaczęłam myć zęby.Włosy rozczesałam i spięłam w wysoką kitkę,na twarz nałożyłam trochę korektora i pomalowałam rzęsy.Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę szafy z której wyjęłam czystą bieliznę,beżowe rurki i koronkowy czarny top,szybko się przebrałam i włożyłam do szafy starannie złożoną pidżamę. Podeszłam do stolika nocnego z którego wzięłam telefon i kluczyki do samochodu i zeszłam na dół w celu przygotowania jakiegoś śniadania,za bardzo się nie wysilając wyjęłam z szafki jedno opakowanie płatków coco pops i wsypałam je do miski zalewając mlekiem. Z przygotowanym śniadaniem rozsiadłam się na kanapie w salonie i włączyłam telewizor,przełączając na  paramount gdzie akurat leciał jakiś film,który nawet mnie zainteresował.Spojrzałam na zegarek który wskazywał 12:25,nie bardzo wiedziałam co mam ze Sobą zrobić wybrałam numer Amber.
-Cześć laska,co tam?.-odebrała po drugim sygnale.
-Do której pracujesz?.-spytałam,odkładając brudne naczynie do zmywarki.
-O szesnastej,a co stęskniłaś się?.-usłyszałam jej śmiech,i przyciszone głosy,zapewne gości 'restauracji'
-Nie,po prostu nie wiem co mam ze Sobą robić,mama wróci pewnie pod wieczór a ojciec pewnie tak samo.-wzruszyłam ramionami sama do siebie.
-Ał,to zabolała siostro.-mogłam wyobrazić sobie,jak teatralnie łapie się za pierś.-Przyjadę do ciebie jak skończę pracę,pojedziemy na zakupy albo do kina,co Ty na to?
-Chyba muszę się zgodzić.-chciałam coś jeszcze dodać,ale mój telefon poinformował mnie o drugim połączeniu.-Amber muszę kończyć,ktoś jest bardzo namolny.-usłyszałam jej śmiech i się rozłączyła. Spojrzałam na ekran telefonu,i nie wiedziałam czy mam odebrać,czy zignorować połączenie gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię-Justin.Nie zdążyłam ani odebrać,ani zignorować połączenia kiedy telefon przestał wibrować w mojej dłoni,rozmyślił się a ja nie miałam zamiaru oddzwaniać.
Cały dzień oglądałam telewizję przełączając z kanału na kanał,pewnie dlatego że w mojej głowie ciągle siedział ten blondyn który mnie strasznie zaintrygował.Fakt,był przystojny i to bardzo,co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości i szczerze muszę to przyznać,ale wydaję mi się że te jego karmelowe oczy kryły coś za sobą,coś co chciałam poznać chociaż nie wiedziałam czy jest to dobre,czy złe. Kilka minut po szesnastej usłyszałam trąbienie samochodu,wyłączyłam telewizor i zgarnęłam po drodze portfel i telefon chowając do kieszeni,szybko pobiegłam do swojego pokoju i na stopy założyłam białe stopki i czarne espadryle. Wychodząc z domu,zakluczyłam drzwi i schowałam klucz do kieszeni spodni.



***
Około godziny dwudziestej drugiej zostałam odwieziona przez swoją przyjaciółkę pod drzwi domu,byłam cholernie zmęczone łażeniem po sklepach przez ponad pięć godzin z jakąś pięciu minutową przerwą na herbatę.Czułam że jestem wykończona,ale nie chciałam martwić przyjaciółki,więc szybko się z nią pożegnałam i zabrałam swoje torby z zakupami.Nie miałam tak dużo zakupów jak Amber,która chyba wydała całą swoją miesięczną wypłatę na to co kupiła,ja natomiast kupiłam dwa czarne i dwa białe zwykłe topy (była promocja dwa za cenę jednej),dwie pary spodenek,zwykłe czarne rurki i dwie pary conversów,na które namówiła mnie Amber bo ponoć są "bardzo wygodne".Nigdy nie posiadałam obuwia tej firmy,ale postanowiłam że zaryzykuję i zaufam przyjaciółce. Sięgnęłam do kieszeni spodni i chciałam wyciągnąć klucze od domu,ale nigdzie ich nie miałam. Przejrzałam jeszcze raz kieszenie,i nawet torby z zakupami ale nigdzie ich nie było. Pewnie zostawiłam w samochodzie Amber-pomyślałam i wyciągnęłam telefon.

-Halo?.-usłyszałam po dwóch sygnałach,ale to nie był głos Amber,spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz upewniając się czy na pewno dzwonię pod właściwy numer.-Halo?.-usłyszałam ponownie,gdy przyłożyłam telefon do ucha.
-Możesz dać mi Amber?.-spytałam niepewnie.Amber nigdy nie oddalała się od swojego telefonu.
-Oczywiście że mogę.-odetchnęłam z ulgą,odganiając z głowy czarne scenariusze.-Ale kto mówi bo numer jest zapisany jako yhm 'moja laska'.-powiedział niepewnie.-I nie wiem zbytnio kim jest jej laska.-zaśmiałam się z jego zakłopotania,Amber jak zwykle musiała mnie podpisać pod jakąś głupią nazwą.
-Brooke,powiedz że dzwoni Brooke.-odpowiedziałam znudzona,siadając na najniższym schodku,podpierając łokcie na kolanach.
-Brooke,jak miło.Czemu nie odebrałaś jak wcześniej dzwoniłem?.-powiedział z wyrzutem chłopak po drugiej stronie. Dzwonił?Nikt do mnie nie dzwonił,bynajmniej nie widziałam żadnego nieodebranego połączenia.
-A z kim rozmawiam?.-spytałam ciekawa.
-Ranisz kotku,nie rozpoznając mojego głosu.-podniosłam się nagle,przyciskając telefon bardziej do ucha.
-Ah Justin.-z zakłopotania,nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.-Nie widziałam żebyś dzwonił.-wymyśliłam.
-Tak,oczywiście.Uwierzę Ci.-nie wiem czemu,ale mogłam wyobrazić sobie ten jego chytry uśmiech.
-Możesz przekazać Amber,że..możesz dać jej telefon?.-szybko się poprawiłam,nie chciałam żeby obcy facet wiedział,że zgubiłam klucze od domu w aucie przyjaciółki.Jeszcze mógłby sobie podrobić czy coś,rożne świry chodzą po tej planecie.
-Oczywiście.-usłyszałam jak odsuwa telefon od ucha.-Amber,twoja laska dzwoni.-zaśmiałam się,gdy to wypowiedział.
-Brooke?Coś się stało?Mam po kogoś dzwonić?.-odezwała się szybko,nie dając dojść mi do głosu.-Widziałam że źle się czujesz,wszystko w porządku?.-pytała dalej,na co się zaśmiałam.
-Nie Amber,wszystko okej.Tylko chyba zostawiłam klucze w twoim samochodzie,mogła byś mi je podrzucić bo rodziców nie ma jeszcze w domu?
-Oh,nie bardzo teraz mogę.Ale poczekaj.-usłyszałam szybko.-Justin,mógłbyś podrzucić klucze Brooke?.-moje serce zamarło,gdy go o to spytała.Przecież kategorycznie zabraniała mi zamienić z nim choćby słowa,a teraz pyta się czy przyjedzie do mnie do domu?
-Z przyjemnością.-usłyszałam męski głos.
-Brooke,Justin zaraz będzie.Przepraszam,ale nie mogę się teraz urwać.-dodała szybko.
-Okej,czekam.-zakończyłam połączenie i usiadłam na swoje wcześniejsze miejsce.

Czekałam jakieś piętnaście minut,co mnie zaskoczyło.Co prawda ja z Manhattanu do Bronx'u jadę jakieś pół godziny,ale najwidoczniej ten chłopak nie zwracał uwagi na przepisy drogowe,patrząc na to jak z piskiem opon zaparkował pod moim domem. Patrzyłam jak wysiada z czarnego bmw blondyn,idąc w moją stronę,gdy był blisko wstałam z miejsca.
-Cześć.-usłyszałam jego zachrypnięty głos,za pierwszym razem nie słyszałam u niego takiej chrypki.
-Hej,masz moje klucze?.-od razu spytałam,robiło się dość chłodno.Nic dziwnego,w końcu dochodziła godzina dwudziesta trzecia.
-Oczywiście.-wyciągnął pęczek kluczy z kieszeni i zaczął obracać nimi na palcu.Co on ma z tym słowem 'oczywiście',dzisiaj usłyszałam od niego chyba już z cztery razy.
-Okej,możesz mi je dać?.-spojrzałam na niego niepewnie,gdy ciągle się we mnie wpatrywał i obracał kluczyki.
-Oczywiście.-co z tym chłopakiem jest nie tak?
-Proszę?.-podeszłam bliżej,wyciągając w jego stronę dłoń. Chyba czekał na to słowo,bo gdy tylko je wypowiedziałam,położył klucze,na mojej dłoni.-Dzięki.-powiedziałam niepewnie i podeszłam w stronę drzwi przekręcając klucz.Otworzyłam drzwi i zapaliłam wszystkie światła.Wróciłam na zewnątrz po swoje torby,i postawiłam je w korytarzu.
-Chcesz wejść,czy coś?.-spojrzałam na niego,pokazując w stronę otwartych drzwi.
-Czy coś.-powiedział szeptem,patrząc się prosto w moje oczy.-Chciał bym,uwierz mi.Ale niestety muszę spadać.Obowiązki wzywają.-uśmiechnął się do mnie,ukazując tym samym dołeczki po obu stronach ust,odwrócił się do mnie,gdy był już przy drzwiach od strony kierowcy.-Do zobaczenia Brooklyn,i odbieraj telefon.-puścił mi oczko,i odjechał z piskiem opon z pod mojego domu. Gdy samochód zniknął z mojego pola widzenia,wróciłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz. Nie miałam sił,na rozpakowywanie zakupionych ubrań,więc zostawiłam torby na dole i schodami skierowałam się do swojego pokoju. Byłam już u szczytu schodów,gdy nagle zaczęło mi się kręcić w głowie,i widziałam mroczki przed oczami,nie wiedziałam co się dzieję więc wyciągnęłam telefon i wybrałam przypadkowy numer,nie widząc dokładnie obrazu przede mną.Liczyłam na to że wybrałam numer przyjaciółki,bo był ostatnim na jaki dzwoniłam.
-Nie spodziewałem się że tak szybko zatęsknisz.-usłyszałam głos,nie wiedziałam czy był męski,czy damski,bo zawroty głowy nasilały się z sekundy na sekundę.
-Amber,przyjedź szybko.-powiedziałam na jednym wdechu.
-Tu Justin,co się dzieję.-moje nogi odmawiały posłuszeństwa,nie wiedziałam co się ze mną dzieje do cholery.
-Przyjedź,szybko.-czułam jak mdleję,wypuszczając telefon z ręki.Słyszałam jak ktoś nawoływał moje imię,gdy połączenie nie zostało jeszcze przerwane.
Jedyne co po tym czułam,to okropny ból pleców i głowy gdy sturlałam się na dół po schodach.










Jeśli przeczytałeś/aś,skomentuj :)

czwartek, 17 listopada 2016

Rozdział 2

Wkładałam już klucz do zamka,gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.Przewróciłam oczami,i odwróciłam się w stronę chłopaka.
-Cześć mała.-uśmiechnął się zadziornie,na co uniosłam brwi ku górze.-Justin.-wyciągnął  w moją stronę dłoń,na co się uważnie jej przyglądałam.Na kostkach miał  dużo zadrapań,ciekawe dlaczego.
-Brooke.-uścisnęłam delikatnie jego wyciągniętą dłoń,była ciepła i dość szorstka w porównaniu z moją,zimną jak lód. Cały czas patrzyłam się na niego z zmarszczonym nosem,nie do końca mu ufając.
-Więc,co tu robisz Brooke?.-spojrzał na mnie pewnie Swoimi brązowymi oczami,skłamała bym mówiąc że nie są piękne.
-Jak widać,stoję.-wzruszyłam ramionami lekko speszona jego obecnością.
-Zadziorna,lubię takie.-puścił mi oczko,i znowu posłał mi ten Swój zadziorny uśmiech.-Chodzi mi o to,co dziewczyna taka jak Ty,robi w takiej dzielnicy jak ta.
-Odwiozłam przyjaciółkę.-wywróciłam oczami,jak by sam tego nie zauważył.
-Więc Ty i Stelle przyjaźnicie się?.-otworzył szeroko oczy,jak by tego do końca nie rozumiał.
-Od dawna.-oparłam się plecami o ścianę obok drzwi,zastanawiając się o co mu do cholery chodzi i do czego prowadzi ta rozmowa.
-Też znam Stelle od dawna,a jakoś Cię jeszcze nie poznałem.-podrapał się po brodzie,gdzie miał lekki zarost,udając że myśli.
-Widocznie miała Swoje powodu żeby nas nie przedstawiać.-ponownie wzruszyłam ramionami,powoli nudząc się tą rozmową która prowadziła do niczego.
-Bieber,byłeś chociaż miły.-usłyszałam za plecami chłopaka głos Amber.
-Jak nigdy.Załatwiłaś to z chłopakami?.-wyczułam napięcie między nią,a chłopakiem.
-Ta,wszystko ogarnęliśmy. Bieber,odebrałeś moje auto?.-szturchnęła go łokciem w bok.
-A tak,nie ma za co, Odrobisz to.-puścił jej oczko i wręczył kluczyki kierując się w dół po schodach.-Do zobaczenia Brooke.-czy On właśnie puścił mi buziaka? Co za świr.
Gdy Justina nie była już w pobliżu,weszłyśmy do zimnego mieszkania Amber.Pomimo tego że było lato,to strasznie zimno było w jej mieszkaniu. Zamknęłam za Sobą drzwi i ściągnęłam buty,zostawiając je w przed pokoju. Amber zniknęła w łazience,więc poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Wyciągnęłam z szafki dwa kubki i wrzuciłam do nich po torebce naszej ulubionej herbaty o smaku mango. Usiadłam na blacie czekając aż woda się zagotuje i wyciągnęłam telefon sprawdzając godzinę 22:15,ale co innego przykuło moją uwagę. Miałam jedną nową wiadomość.

Nieznany: Miło Cię było poznać.Mam nadzieję że to nie nasze ostatnie spotkanie.
Ja: Znamy się?
Nieznany:Oczywiście Brooklyn.Poznaliśmy się dzisiaj.
Ja:Skąd masz mój numer?Bo jeśli od Amber,to uduszę ją własnymi rękoma.
Nieznany:Nie muszę prosić znajomych o coś,co chcę dostać.Do zobaczenia.

Nie miałam ochoty odpisywać Justinowi,więc tylko wysłałam mamie wiadomość że za pół godziny będę w domu i schowałam telefon do kieszeni. Postawiłam dwa parujące kubki z herbatą i siedziałam czekając na przyjaciółkę aż mi to wszystko wyjaśni.W końcu wyszła z łazienki,wykąpana i bez makijażu.
-Myślałam że się Ciebie nie doczekam siostro.-zaśmiałam się,widząc jej zdziwioną minę.
-Nie wiedziałam że będziesz czekać,musiałam wziąć kąpiel.-przetarła dłonią twarz,i wzięła łyk napoju.
-Czekam.Bo chcę wiedzieć o co chodziło tam na dole.-uniosłam brwi ku górze.


***

Jechałam do domu trochę szybciej niż zazwyczaj,a to dlatego że obiecałam mamie wrócić za pół godziny,a już miałam półtora godzinne opóźnienie. Wiem jak bardzo się martwiła gdy jeździłam do Amber,ale ma chociaż na tyle do mnie zaufania i nie daje mi zakazów na spotykanie się z przyjaciółką z Bronxu. Zaparkowałam samochód na podjeździe i szybko wysiadłam zamykając go.
-Mamo jestem!.-krzyknęłam gdy tylko weszłam i zaczęłam rozwiązywać trampki,przysiadając na komodzie.
-Kotku,miałaś być jakieś.-zrobiła pauzę,i spojrzała na zegarek na nadgarstku.-Dwie godziny temu.
-Wiem,wiem.Ale musiałam porozmawiać o czymś z Amber,i nawet nie zwróciłam uwagi na godzinę.-posłałam jej przepraszające spojrzenie,i podeszłam do kuchni by napić się wody.-Gdzie Tata?
-Musiał zostać w pracy,wróci za jakąś godzinę.-od razu na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech.Ojciec nie raz musiał zostawać dłużej w pracy,taka rola biznesmena.-Tessa dzwoniła,pytała się czy przyjedziesz do niej pod koniec wakacji.-na wspomnienie kuzynki,od razu się uśmiechnęłam.Nigdy nie miałam siostry,oprócz Amber.Niestety byłam jedynaczką,a dzięki Tessie moje dzieciństwo było pełne wrażeń.
-Nie wiem,może.Pogadam z Amber czy nie chciała by ze mną jechać.-uśmiechnęłam się do mamy i skierowałam się w stronę mojego pokoju.
-Nie zjesz kolacji?.-usłyszałam donośny głos mamy z kuchni,gdzie ją zostawiłam.
-Jadłam u Amber.-odkrzyknęłam i zamknęłam drzwi od Swojego pokoju.
Rozmowa z Amber nie była w cale taka łatwa jak myślałam,siłą musiałam wyciągać od niej wszelkie informację. Najbardziej jednak interesował mnie ten brązowooki blondyn,a Ona jak na złość na jego temat mówiła mi jak najmniej ,"Brooke,to nie jest chłopak którym powinnaś się interesować".Tak brzmiały jej słowa gdy opuszczałam jej mieszkanie. Wiem o nim tylko tyle że nazywa się Justin Bieber,ma 22 lata i razem z kumplami mają warsztat samochodowy i czasami prowadzi lekcję w szkole tańca. Wiedziałam że było coś jeszcze,coś czego nie chciała mi powiedzieć.Ale ja miałam zamiar się dowiedzieć,jak nie od niej to od niego. Reszta chłopaków których widziałam to Mike,Kyle i Chad. I od nich również ''Muszę trzymać się z daleka''. Powiesiłam kardigan na wieszak,i wyciągnęłam z kieszeni spodenek telefon i kluczyki odkładając je na stolik nocny.Nigdy nie lubiłam nosić ze sobą tych badziewnych torebek,dlatego każda dolna część mojej garderoby musiała mieć chociaż jedną kieszeń. Spojrzałam na ekran telefonu który się zaświecił i wyświetlił jedną nową wiadomość.

Justin: Jesteś u Amber?Może byśmy wyskoczyli na kawę?
Mówiłam już że to świr,prawda? Postanowiłam mu odpisać,ponieważ chciałam się o nim dowiedzieć nieco więcej.
Ja:To nie Twój dzień,jestem już w domu. A poza tym,nie piję kawy :)
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź,czy ten chłopak nie miał nic do roboty?W końcu była dzisiaj sobota,a z tego co udało mi się jeszcze wyciągnąć od Amber,mówiła że oni chodzą na imprezy codziennie.
Justin: Aha!Czyli jednak dasz się zaprosić,skoro akurat dzisiaj nie jest mój dzień.Może być jutro,nie będę marudził :(
Skąd w nim tyle pewności siebie?A no tak,ponoć jest "bipolarnym dupkiem"-słowa Amber,nie moje.
Ja:Przykro mi,mam plany na jutrzejszy dzień.Z resztą na najbliższe półtorej miesiąca mam plany.Ups :(
Justin:Nie daj się prosić Shawty,to tylko kawa.Albo herbata,skoro nie pijesz kawy.


Nie odpisywałam mu nic więcej,bo wiedziałam że zaraz mogę się zgodzić,a wtedy było by duże prawdopodobieństwo że zostanę uduszona przez Swoją najlepszą przyjaciółkę.
Nie zwracając już więcej uwagi na telefon,wyjęłam z szuflady czystą pidżamę,a dokładnie spodenki i zwykły szary t-shirt,i poszłam pod prysznic.Odkręciłam kurek z ciepłą wodę,tak aby zleciała zimna i skorzystałam z toalety. Rozebrałam się,wrzucając brudne ciuchy do kosza na pranie i weszłam pod gorący strumień,woda od razu zaczęła działać relaksacyjnie na moje spięte mięśnie.
Umyłam ciało żelem waniliowym,a włosy szamponem o tym samym zapachu i wyszłam z pod prysznica szczelnie owijając ciało ręcznikiem,to samo zrobiłam z włosami.Wysuszyłam ciało i ubrałam wcześniej przyszykowaną pidżamę,włosy lekko wytarłam ręcznikiem,pozostawiając je by same wyschły.Nałożyłam na twarz trochę kremu nawilżającego i wskoczyłam do łóżka szczelnie przykrywając się kołdrą,zasypiając.

środa, 16 listopada 2016

Rozdział 1

-Proszę Cię Amber,nie rób ze mnie głupka.Potrafię znaleźć chłopaka w inny sposób niż w ten.-wskazałam głową w stronę telefonu,który trzymała moja przyjaciółka.
-Jak widać na załączonym obrazku nie potrafisz.-nie odrywała wzroku od ekranu,zaciekle coś wpisując.
-Nie mam ochoty ani czasu na pisanie z jakimś napaleńcem przez jakiegoś klika czy jak to tam.-zmarszczyłam nos na myśl,ile zboczeńców może czaić się na tym portalu.
-Kik`a Brooke,to jest Kik.-warknęła na mnie po drugiej stronie łóżka.
-Widzisz,nawet nie wiem jak to cholerstwo się nazywa,a co dopiero miała bym się tam udzielać.-próbowałam ją przekonać,chociaż wiem że była nieugięta.
-Laska,zaufaj mi.Sama mam tu konto,i wiem że można poznać tu naprawdę spoko kolesi.-poruszyła brwiami,z zadziornym uśmieszkiem.
-Naprawdę?.-podniosłam się do pozycji siedzącej.-To wytłumacz dlaczego ciągle jesteś sama,hmm?.-spojrzałam na nie,układając usta w dzióbek.
-Bo jeszcze nie trafiłam na takiego,który odpowiada moim kryteriom.-zaśmiałam się na jej słowa.
-Serio?Masz tak wysokie kryteria,czy Oni są tacy źli?
-Chyba mam za wysokie,ale cierpliwie czekam.Proszę.-wręczyła mi z powrotem mojego I`phone i bałam się nawet spojrzeć co mogła by tam nawpisywać.
Jedyne co widziałam to moje zdjęcie,oczywiście Amber musiała wybrać te na którym mam największy dekolt i mam mocny makijaż,widziałam kątem oka jak spogląda to na mnie,to na ekran.
-Serio siostro?Musiałaś wybrać takie na którym wyglądam jak dziwka?.-wywróciłam na nią oczyma,gdy wybuchnęła śmiechem.
-Przestań,nie wyglądasz jak ździra.Wyglądasz bardziej jak,piękna dojrzała kobieta.-łokciem dźgnęła mnie w żebra,gdy przysunęła się bliżej.
-Tak,zapewne pomyślą że nie mam osiemnastu lat.-zaśmiałam się ponownie wywracając oczyma. Nie zdążyła odpowiedzieć bo mój telefon za wibrował w mojej dłoni wyświetlając trzy nowe wiadomości na tym beznadziejnym chacie. Amber aż pisnęła i podskoczyła w miejscu klaszcząc w dłonie.
-Widzisz!.-pisnęła.- No odblokuj go,nie zachowuj się jak dziewica.-spiorunowałam ją wzrokiem,i przeciągnęłam palcem po ekranie.

james_356: Cześć słodka,co powiesz na to byśmy się bliżej poznali? :*

Miałam odruch wymiotny,gdy zobaczyłam jego zdjęcie.Okej,może nie był najgorszy gdyby nie miał co najmniej czterdziestu lat. Spojrzałam z ukosa na Amber z wzrokiem "a nie mówiłam",ta tylko pokazała ręką bym odczytała dwie następne.

johnathanarthur: Odważne zdjęcie,ale nie powiem że mi się nie podoba.Chociaż nie wyglądasz na 25 lat,dałbym Ci góra 19.

-Amber,serio?Wpisałaś że mam 25 lat? Oszalałaś?.-prawie na nią nakrzyczałam ale postanowiłam tego nie robić,to tylko głupia aplikacja.
-No nie patrz tak na mnie,chciałam żebyś była bardziej dojrzalsza,zresztą zachowujesz się jak dwudziestopięciolatka,więc wybacz.-wzruszyła ramionami,na co zmarszczyłam nos.
Nie chciało mi się nawet odczytywać tej trzeciej,więc sprawnie odinstalowałam aplikację,raz na zawsze.
-Oszalałaś?.-krzyknęła Amber.-Tyle pracy poszło na marne.-jęknęła,wpadając w ułożone poduszki.
-Nie dramatyzuj,nie mam ochoty na tych napaleńców.Poza tym,mamy wakacje i nie mam zamiaru szukać chłopaka.-wzruszyłam ramionami wstając z łóżka i odkładając telefon na stolik nocny.
-Taa,i przez najbliższe pięć lat.Siostro masz już osiemnaście lat,powinnaś stracić dziewictwo już jakieś trzy lata temu.-znowu zaczęła nabijać się z mojej czystości.
To nie tak że nosiłam jakiś pierścień,i ślubowałam że zachowam dziewictwo do ślubu. Po prostu nie zaufałam jeszcze żadnemu z moich dotychczasowych chłopaków by oddać im Siebie,robiliśmy różne inne rzeczy.Ale po prostu na to nigdy nie byłam gotowa,wiem że muszę przeczekać i znaleźć tego któremu zaufam,nie to co Amber.
-Siostro,nie mierz wszystkich Swoją miarą.-wskazałam na nią groźnie palcem wskazującym. Tak bardzo kochałam Amber,w końcu była moją przyjaciółką od ponad 10 lat.Ale była czasami taka wkurzająca,że miałam ochotę wyrwać jej parę tych blond doczepianych włosów.
-Dobra nieważne,po prostu mówię jak jest.-podeszła do mnie i mnie uściskała,całując mnie w policzek.-Będę spadać,robi się ciemno.-spojrzała przez okno.
-Może Cię odwiozę?.-spojrzałam na nią gdy wkładała skórzaną kurtkę,w sumie to było bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
-Nie,nie ma takiej mowy.Nie chcę żebyś jeździła po nocach w tych rejonach.-natychmiast odparła.
-Jakbym tego wcześniej nie robiła.-zaśmiałam się,wyciągając z szafy różowy kardigan.
- Jesteś niegrzeczna Brooke,nie poznaję Cię.-poruszyła zabawnie brwiami,popychając mnie barkiem.
-Nie bądź śmieszna.-złapałam telefon i zeszłam razem z Amber na dół. Zakładałam buty,gdy z salonu wyłoniła się mama.
-Wychodzicie?.-spojrzała na nas poprawiając okulary.
-Jadę odwieźć Amber,bo jej samochód jest jeszcze w warsztacie.-nie spojrzałam nawet na nią,tylko poprawiłam bluzkę,chowając ją w spodenki.Wiem że nie podobało jej się to,że jeżdżę na Bronx.
-Oh,no dobrze.Tylko bądźcie ostrożne,i weź telefon Brooklyn.-usłyszałam jeszcze,zanim zamknęłam za nami drzwi.
-Twoja mam jest taka nadopiekuńcza,że aż chce się wymiotować.-zaśmiała się gdy wyjechałam z garażu.
-Czasami.-wzruszyłam ramionami,włączając radio gdy wyjechałam na ulicę,kierując się w dobrze znanym kierunku.Nie chciałam zaczynać tematu mojej matki,wiedząc że jest to trudny temat dla niej samej.Amber nie miała tyle szczęścia co ja,i straciła rodziców mając zaledwie pół roku.Więc mieszkała teraz sama,na obskurnej dzielnicy Bronxu,pracując po szkole w jakiejś knajpie,gdzie nigdy nie chciała mnie zabrać bo cytuję "To nie jest miejsce dla dziewczyny,takiej jak ja",nie miałam pojęcia co oznaczały te słowa,ale widocznie miała rację.A ja nie zamierzałam sprawdzać,co takiego mogło by się tam znajdować. Pogłośniłam radio,gdy żadna z nas nic nie mówiła i usłyszałam że właśnie lecą pierwsze słowa naszej ulubionej piosenki. Little Mix. Gdy zaczynał się refren,głośno zaczęłyśmy śpiewać tekst piosenki.
" Shout out to my ex, you`re really quite the man.You made my heart break and that made me who I am.Here`s to my ex,hey,lok at me now. Well,I,I`m all the way up.I swear you`ll never bring me down."
Gdy piosenka dobiegła końca,zorientowałam się że jesteśmy prawie na miejscu,wjeżdżając tutaj,człowiek od razu potrafił się domyśleć że coś tu jest nie tak. Pełno ludzi,zazwyczaj ciemno skórnych,bijących się,palących zapewne nie tylko papierosy,dziewczyny zazwyczaj chodziły przy latarniach w bardzo skąpych strojach uśmiechając się,i machając do kierowców. Co piąty,zatrzymywał się przy jednej z nich i odjeżdżał z piskiem opon. Nigdy nie zrozumiem facetów,którzy korzystają z usług dziwek,serio,lepiej znaleźć Sobie dziewczynę.Tak mi się bynajmniej wydaję. Podjechałam pod dobrze znany żółty blok,i zatrzymałam się przed czarnym audi.
-Twój samochód wrócił od lekarza.-zaśmiałam się wskazując na samochód przed nami.
-W końcu.-odetchnęła z ulgą Amber,wpatrując się w tylną szybę.-Wiesz,lepiej będzie jeśli wysiądziesz,i pójdziesz ze mną.-powiedziała zamyślona. Nie wiedząc o co jej chodzi,spojrzałam we wsteczne lusterko,widząc cztery postacie zbliżające się w naszym kierunku.
-Okej.-odparłam,gasząc silnik i chowając telefon w kieszeń spodenek.Wysiadłam z samochodu,upewniając się że go zamknęłam po usłyszeniu piknięcia. Schowałam kluczyki do drugiej kieszeni i zmierzyłam w stronę Amber,która zadziwiająco bardzo szybko szła w kierunku bloku.
-Amber,my do Ciebie!.-usłyszałam męski głos za nami,i zobaczyłam jak przyjaciółka się spina i odwraca na pięcie gdy byłam przy jej boku. Wyciągnęła z kieszeni klucze do mieszkania i podała mi je.
-Idź do mieszkania,zaraz wrócę.-powiedziała gdy czterech kolesi podeszło bliżej.
-Okej.-wymamrotałam,nie wiedząc o co chodzi i skierowałam się w stronę wejścia.
-Nie przedstawisz nam w końcu Swojej koleżanki,tyle razy ją tu widziałem,a jeszcze nie miałem okazji jej poznać.-usłyszałam donośny głos gdy byłam już przy wejściu do bloku.
-Myślę że to nie najlepszy pomysł,poza tym jest poza waszym zasięgiem.-zaśmiała się,i usłyszałam jak reszta zaczęła się szyderczo śmiać. Słysząc kroki,weszłam do środka,zmierzając na drugie piętro.
-Bieber!Nawet nie próbuj.-usłyszałam jej krzyk,więc przyśpieszyłam kroku.
-Wyluzuj,chcę się przedstawić.-usłyszałam za Sobą szybkie kroki,gdy byłam już na drugim piętrze.

Prolog

-Brooklyn kotku,siedzisz zamknięta już od dwóch dni.Otwórz proszę.-z moich myśli wyrwał mnie matczyny głos po drugiej stronie zamkniętych drzwi.Patrzyłam się w nie tępo nie zamierzając otwierać,ani nawet odezwać się do mamy by jej odpowiedzieć.Wiem że gdybym odezwała się choć słowem znów wpadła bym w ten stan,z którego za wszelką cenę chciałam wyjść od dwóch dni,chociaż było ciężko powoli mi się udawało.
-Justin?Skarbie,mógłbyś przyjechać?Tak.Nie mam pojęcia jak jej pomóc.Wiem.-słyszałam rozmowę mamy.Na myśl o Justinie moje serce szybciej zabiło,wiem że raniłam Go tak samo jak rodziców,i resztę znajomych. Ale muszą zrozumieć że muszę sama Sobie z tym poradzić,muszę poukładać Sobie wszystko,by być gotową iść dalej po stracie Amber,po nieodwracalnej stracie najlepszej przyjaciółki. Na myśl o jej imieniu,wszystkie obrazy z tamtej nocy zaczęły powracać,przewijając się w mojej głowie jak film.

-Boże Brooke,nawet nie wiesz jak Cię kocham.-ramie mojej przyjaciółki zwisało bezwładnie gdy właśnie wychodziłyśmy by złapać taksówkę.
-Wiem Amber,to nie Ty,tylko alkohol.-zaśmiałam się gdy spiorunowała mnie wzrokiem.
-To nie alkohol,po prostu jesteś najlepszą siostrą na świecie,pomimo że nie mamy żadnego pokrewieństwa.-wiedziałam że mówi szczerze,też ją kocham jak siostrę.-A tak poza tym,po co łapiemy taksówkę jak mój samochód stoi tam.-wskazała ledwo palcem na zaparkowane czarne audi po drugiej stronie ulicy.
-A jak myślisz sherlocku?.-uniosłam jedną brew ku górze,uważnie jej się przyglądając.Wyglądała jak by miała zaraz zwymiotować.-Jesteś tak pijana,że nie dajesz rady iść sama,a co dopiero powiedzieć o tym że miała byś wsiąść za kierownicę.-zaśmiałam się z jej głupoty.
-Ty możesz prowadzić,nie mam ochoty na te śmierdzące taksówki.-wypchnęła dolną wargę,udając że jest bardzo smutna.
-Piłam.-spojrzałam na nią surowo,no może nie piłam.Bo wypiłam tylko dwa piwa imbirowe,więc można powiedzieć że to się nie liczy.
-Proszę Brooke,zrób to dla mnie.Pamiętaj że siostrą w dniu ich 22 urodzin się nie odmawia.-podniosła rękę z mojego ramienia i wskazała na mnie ostrzegawczo palcem,chwiejąc się na nogach.
-Dobra,już chodź.Bo nie mogę patrzeć jak ta moja starsza siostra ledwo  trzyma się na nogach.-złapałam ją za rękę by poprowadzić ją w stronę samochodu.
Stałam i czekałam aż przejadą inne auta,bym mogła przejść na drugą stronę ulicy,gdy poczułam że nie trzymam już ręki Swojej przyjaciółki.
-Amber?.-zapytałam dość głośno,prawię krzyknęłam gdy zobaczyłam ją idącą na przeciwną stronę.
-Amber do cholery,co Ty wyprawiasz!Zaraz ktoś Cię przejedzie.-krzyknęłam gdy zobaczyłam roześmianą przyjaciółkę na środku ulicy.
Zmierzałam w jej stronę,trochę kuśtykając z powodu wysokich szpilek ale nie martwiłam się teraz o Swoje stopy. Gdy byłam już prawie koło Amber,pamiętam tylko urywki.
Mój krzyk,płacz,dźwięk upadającego z wielką siłą ciała na ulicę,krew,mnóstwo krwi,syreny,i ciemność.

Nie chciałam do tego doprowadzić,ale moim ciałem natychmiast wstrząsnął histeryczny płacz,który próbowałam zagłuszyć poduszką,ciągnęłam się za włosy bujając się w tył i przód na dywanie,myśląc że chociaż w najmniejszym stopniu to uśmierzy ból.Lecz nic takiego nie przychodziło,a ja znów popadałam w stan którego nawet nie potrafiłam określić.Całkowicie się zamykałam,i patrząc na ścianę na którym wisiało moje zdjęcie z Amber zaczęłam histerycznie krzyczeć.

Characters

Brooklyn Jessica Benson
Justin Drew Bieber