-Boże Brooke!.-usłyszałam krzyk przyjaciółki,chciałam jej powiedzieć by się zamknęła,ale nie mogłam.
-Dzwoń po karetkę.-usłyszałam drugi głos,męski.-Brooke,słyszysz mnie?.-rozpoznałam ten zachrypnięty głos Justina,ale co on tutaj robił?.-Brooke,ocknij się.-czułam lekkie klepanie po policzkach,czułam też jak przystawia swoją twarz do mojej.Zapewne by sprawdzić czy oddycham,bo poczułam jego palce na moim nadgarstku.
-Co z nią?.-zapłakany głos przyjaciółki usłyszałam po drugiej strony swojej twarzy.
-Żyję,oddycha.Ale poczekajmy na pogotowie,chyba spadła ze schodów i nie wiadomo czy czegoś nie złamała.-odpowiedział spokojnie,zadziwiające że w takiej sytuacji potrafi zachować taki spokój,ja zapewne bym panikowała.Chciałam się odezwać,by powiedzieć że jest okej ale nie mogłam.Czemu do cholery nie mogłam się odezwać?-chciałam wykrzyczeć,udało mi się.Tylko że w mojej głowie.Leżałam tak chyba z kilkanaście minut,albo godzin,nie miałam pojęcia ile minęło ale ból w plecach trochę zmalał,ale głowa dalej pulsowała z powodu uderzenia.Poczułam nagły przypływ sił,więc spróbowałam unieść powieki i udało mi się.Otworzyłam najpierw jedną,potem drugą które lekko przymknęłam z powodu jasnego światła.
-Justin!.-przyjaciółka siedziała obok mnie,trzymając moją rękę.-Chodź szybko.-krzyknęła,na co przymknęłam powieki.
-Co jest?.-czułam jak chłopak kuca nade mną.
-Chyba się ocknęła,bo otworzyła oczy ale znowu zamknęła.
-Brooke,otwórz oczy.-znowu mnie poklepał delikatnie po policzku.-Karetka za chwilę będzie,nie martw się.-tym razem pogładził mnie po policzku,więc uchyliłam powieki.
-Hej.-zobaczyłam jego szczery uśmiech.-Co cię boli?.-spytał,przyglądając się uważnie mojej twarzy,ale nie mogłam odpowiedzieć.Gdy chciałam wydusić z siebie słowo,czułam jak przez moje plecy przeszywa okropny ból.
-Gdzie ta cholerna karetka!.-wrzasnął chłopak. I znowu przymknęłam oczy,odpływając.
****
Obudziło mnie ciche pukanie,otworzyłam oczy i nie wiedziałam gdzie jestem.Ściany były kremowe,na przeciw łóżka wisiał telewizor,a ja leżałam na małym łóżku,przykryta białą pościelą.Szpital-pomyślałam,ale nie do końca wiedziałam czemu tutaj jestem. Drzwi się otworzyły,a za nich wyszedł mój tata,który na mój widok się rozpromienił.
-Elizabeth,Brooke się obudziła.-powiedział,i odwróciłam głowę w drugą stronę,gdzie ujrzałam śpiącą mamę,która opierała głowę na moim łóżku.
-Boże dziecko.-mama od razu się podniosła,całując mnie w czoło i przycisnęła jakiś przycisk obok mojej głowy.-Tak się cieszę że w końcu się obudziłaś,tak bardzo się martwiliśmy.-widziałam w jej oczach łzy,więc ścisnęłam jej rękę w geście pocieszenia.
-Co się stało?.-w końcu udało mi się wydusić z siebie słowa,tyle że w moim gardle poczułam żywy ogień.
Mama nie odpowiedziała na moje pytanie,bo do sali weszła pielęgniarka,tak bynajmniej mi się wydaję,zważając na jej strój.
-Dzień Dobry Brooke. Nareszcie się obudziłaś,trochę już się martwiliśmy.-posłała mi ciepły uśmiech.-Wiesz co się stało?.-od razu pokręciłam głową,czekając aż wyjaśni cokolwiek.-Co pamiętasz jako ostatnie?.-spytała,stając nade mną i zwiększając ilość kroplówki.
Chciałam jej odpowiedzieć,ale moje struny głosowe chyba całkowicie odmówiły posłuszeństwa.Pielęgniarka widząc to,uniosła delikatnie podgłówek tak że znalazłam się teraz w pozycji siedzącej i podała mi szklankę wody.Kiwnęłam głową,w podziękowaniu i wypiłam na raz całą szklankę.
-Pamiętam tylko tyle,że było mi słabo i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki żeby przyjechała.-powiedziałam powoli,z krótkimi przerwami.
-Pani doktor,czy nic jej nie jest?To znaczy,czy nic poważnego jej się nie stało?.-spytała zdenerwowana mama.
-Ma zbitą kość ogonową,złamany nadgarstek,lekki wstrząs mózgu i stłuczone żebra spowodowane spadnięciem ze schodów.Poza tymi uszkodzeniami nic więcej jej nie jest.Tylko tak jak mówiłam,Brooklyn musi regularnie brać leki wziewne,tylko tym razem zmienimy jej inhalator z proszkowego na ciśnieniowy.Tak będzie lepiej dla Brooke.-posłała mi uśmiech i wyszła z sali.
Opadłam delikatnie na plecy,czując lekki ból w dole pleców.
-Ile tu leżę,i kiedy stąd wyjdę?.-spojrzałam na rodziców,czując już ulgę w płucach.
-Dwa dni kotku,a kiedy wyjdziesz to nie wiem.Pewnie powiedzą wieczorem na obchodzie.-uśmiechnął się do mnie tata i przysiadł na łóżku.Westchnęłam na myśl o tym,że spałam dwa dni,tylko dlatego że spadłam ze schodów i walnęłam się w głowę.Co za bezsens-pomyślałam.
Wygoniłam z sali rodziców,mówiąc im żeby w końcu poszli się przespać bo z tego co się dowiedziałam to siedzieli tu razem ze mną,gdy tylko dowiedzieli się że jestem w szpitalu. A z tego co się dowiedziałam dzisiaj od lekarza,muszę tu zostać jeszcze co najmniej przez dwa dni na obserwacji,chyba że wszystko będzie w porządku to jutro po południu będę mogła wyjść do domu.
***
-Nareszcie.-odetchnęłam z ulgą wychodząc ze szpitala,ciągła masa badań,pobieranie krwi potrafi człowieka wykończyć,tym bardziej że cały czas musiałam leżeć i nie wstawać. Amber nie odzywała się do mnie podczas mojego pobytu w szpitalu,a nie raz pisała że wpadnie do mnie po skończeniu pracy,a później pisała z przeprosinami że nie "wyrobi się bo ma dużo pracy". Nie miałam jej tego za złe,w końcu musi jakoś sobie radzić,ale ja już nie raz mówiłam jej że wspomogę ją finansowo gdy tylko będzie tego potrzebowała. Zawsze kończyło się to kłótnią,więc w końcu odpuściłam ten temat i nie powracałam do niego. Justin też się ze mną nie kontaktował,w sumie nawet nie liczyłam na żadną wiadomość typu "jak się czujesz?",nie jestem lepsza bo sama do niego nie pisałam.No bo po co?
Rodzice niestety nie mogli odebrać mnie ze szpitala,bo dzisiaj z samego rana musieli wyjechać na jakieś pilne spotkanie na drugim końcu miasta,więc zadzwoniłam po taksówkę i czekałam na nią pod wejściem do szpitala.Czekając na pojazd,poczułam jak w kieszeni spodni wibruje mój telefon,wyciągnęłam go i nie patrząc na nazwę przyłożyłam do ucha.
-Brooklyn słońce,wracam dzisiaj!.-do moich uszu dotarł piskliwy głos mojej drugiej najlepszej przyjaciółki,Ashley.
-Ashley,w końcu!.-niemal krzyknęłam,byłam szczęśliwa że wraca.W końcu nie było jej ponad miesiąc,ponieważ wybrała się razem ze swoim chłopakiem Maxem na wakacje "życia",jak to ujęła.
-Też się ciesze,mam ci tyle do opowiedzenia.-mogłam wyczuć jej podekscytowanie.
-O której będziesz?
-Wieczorem już będę u ciebie,właśnie mamy przesiadkę z Paryża do Nowego Jorku.Muszę kończyć,kocham cię.-chciałam zakończyć połączenia,ale nie zdążyłam.-Brooke!Zaopatrz się w jakiś dobry alkohol i nasze filmy.Pa!.-krzyknęła i zakończyłam połączenie,uprzednio żegnając się z nią.
Byłam szczęśliwa że wraca,strasznie przywiązałam się do tej roztrzepanej blondynki,znam ją o wiele krócej niż z Amber,bo Ashley poznałam w pierwszej klasie liceum i od razu załapałyśmy świetny kontakt.
Po piętnastu minutach podjechała taksówka,podałam adres kierowcy i ruszyliśmy w stronę West Side.Wysiadając zapłaciłam taksówkarzowi i podziękowałam,weszłam do mieszkania słysząc tylko dźwięk lodówki,więc skierowałam się w stronę swojego pokoju i położyłam koło łóżka torbę i rzuciłam się na swoje miękkie łóżko wdychając ulubiony zapach płynu do płukania.Miła odmiana,zważając na fakt że przez tydzień byłam zmuszona do wdychania przeróżnych środków czystości,jakie używa się w szpitalach.Spojrzałam na zegarek który wskazywał za piętnaście trzynasta,nie wiedząc co ze sobą zrobić wyjęłam z szafy czarne leginsy i zwykły biały top,szybko się przebrałam,narzuciłam jeszcze na siebie czarną ramoneskę,chwyciłam kluczyki do auta i wyszłam z domu.
Jadąc przez West Side,zobaczyłam nowo otwarty salon fryzjerski,nie zastanawiając się dłużej zaparkowałam pod nim samochód i skierowałam się w stronę wejścia. Potrzebowałam zmian,nie za bardzo drastycznych,ale takich by były widoczne.
Po godzinie opuściłam salon z wielkim uśmiechem na twarzy,dotąd moje długie włosy były skrócone,aż do szyi,dzięki czemu moja twarz wydawała się smuklejsza,a kości policzkowe bardziej widoczne.Byłam zadowolona z efektu końcowego,dziewczyna w salonie proponowała mi rozjaśnienie o dwa odcienie,ale nie byłam gotowa na aż takie zmiany,więc zostawiłam swój czarny kolor taki jaki był.Wsiadłam do auta i pojechałam w stronę Bronxu,tam gdzie zmierzałam od początku,byłam podekscytowana tym jak zareaguje Amber,chociaż mogłam być pewna że nie będzie z tego zadowolona,zawsze mi mówiła jakie to mam piękne długie włosy.Cóż,miałam a teraz już ich nie odzyskam,chyba że za kilka lat.
Zaparkowałam samochód pod blokiem przyjaciółki,spojrzałam w jej okno i zobaczyłam zapalone światło,więc była w domu i nie jechałam na marne.Wysiadłam z auta i zablokowałam je,po pięciu minutach wdrapałam się na samą górę schodów i zapukałam do drzwi.Miałam klucze do jej mieszkania,tak samo jak ona do mojego,ale po co mam ich używać skoro ona jest w środku? Słyszałam ciche kroki po drugiej stronie,ale nikt mi nie otwierał więc zapukałam ponownie,lecz trochę głośniej.Nadal nic.
Wyciągnęłam klucze z kieszeni i przekręciłam zamek wchodząc do środka. Tak jak wcześniej światło było zapalone,tak teraz wszędzie panowała ciemność.Ściągnęłam buty przy drzwiach i zapaliłam światło w korytarzu.Słysząc jakieś dźwięki dobiegające z kuchni poszłam w tym kierunku,oparłam się o framugę i spojrzałam na przyjaciółkę które niemal połykała Justina,zaś ten usilnie próbował pozbyć się jej bluzy.
-Przepraszam że przeszkadzam.-skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam jedną brew ku górze w zaciekawieniu. Justin niemal odskoczył od Amber gdy usłyszał głos za plecami,musiałam walczyć sama ze sobą by nie wybuchnąć śmiechem.Amber tylko na mnie spojrzała z wielkimi oczami,chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieję.
-Brooke?.-spytała podchodząc do mnie,i dotykając moich włosów jakby były jakimś nadzwyczajnym odkryciem.
-Jak widać.Nie macaj tak moich włosów Amber.-warknęłam na nią,gdy ta nadal dotykała moje włosy.
-Wyglądasz jak nie ty,co ci odbiło żeby obcinać włosy?.-niemal krzyknęła.
-Potrzebowałam zmian.-uśmiechnęłam się do niej,i przeniosłam wzrok na Justina który wpatrywał się we mnie i zapinał guziki od swojej koszuli. Wyglądał tak samo jak ostatnio,czyli gorąco i seksownie.Nie można mu tego zaprzeczyć,był przystojny i nawet zdawał sobie z tego sprawę.
-Co tu robisz Benson?.-tym razem zapytał mnie Justin,nadal wpatrując się we mnie przeszywającym spojrzeniem.
-Mogła bym zapytać cię o to samo,Bieber. Ale już się domyśliłam po co tu jesteś.-puściłam mu oczko i podeszłam do czajnika by nastawić wodę na herbatę.
-To nie tak,my po prostu..
-Nie interesuję mnie to Justin,nie musisz się tłumaczyć.-przerwałam mu i wzruszyłam ramionami.
Nie interesowało mnie po co tu był,jaki miał związek z Amber.W końcu ta dziewczyna,a moja przyjaciółka lubiła bawić się chłopakami,potrafiła czasami nawet zaliczyć w jedną noc pięciu facetów.A z tego co wiem o Bieberze,robił to samo więc nie mnie oceniać ich związku,chcieli się bawić niech się bawią.Tylko dlaczego Amber kazała mi nie zbliżać się do Justina?Czyżby bała się że odbiorę jej seks zabawkę i będzie musiała znaleźć kogoś innego?
Nigdy nie słuchałam swojej przyjaciółki,co nie raz sprowadzało mnie na złą drogę albo wkopywało mnie to w kłopoty.Ale jeśli ktoś by mnie uprzedził,co się stanie w moim życiu.Trzymała bym się od niego z daleka,chociaż nie jestem co do tego w stu procentach pewna.
Chciałam jej odpowiedzieć,ale moje struny głosowe chyba całkowicie odmówiły posłuszeństwa.Pielęgniarka widząc to,uniosła delikatnie podgłówek tak że znalazłam się teraz w pozycji siedzącej i podała mi szklankę wody.Kiwnęłam głową,w podziękowaniu i wypiłam na raz całą szklankę.
-Pamiętam tylko tyle,że było mi słabo i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki żeby przyjechała.-powiedziałam powoli,z krótkimi przerwami.
-Pani doktor,czy nic jej nie jest?To znaczy,czy nic poważnego jej się nie stało?.-spytała zdenerwowana mama.
-Ma zbitą kość ogonową,złamany nadgarstek,lekki wstrząs mózgu i stłuczone żebra spowodowane spadnięciem ze schodów.Poza tymi uszkodzeniami nic więcej jej nie jest.Tylko tak jak mówiłam,Brooklyn musi regularnie brać leki wziewne,tylko tym razem zmienimy jej inhalator z proszkowego na ciśnieniowy.Tak będzie lepiej dla Brooke.-posłała mi uśmiech i wyszła z sali.
Opadłam delikatnie na plecy,czując lekki ból w dole pleców.
-Ile tu leżę,i kiedy stąd wyjdę?.-spojrzałam na rodziców,czując już ulgę w płucach.
-Dwa dni kotku,a kiedy wyjdziesz to nie wiem.Pewnie powiedzą wieczorem na obchodzie.-uśmiechnął się do mnie tata i przysiadł na łóżku.Westchnęłam na myśl o tym,że spałam dwa dni,tylko dlatego że spadłam ze schodów i walnęłam się w głowę.Co za bezsens-pomyślałam.
Wygoniłam z sali rodziców,mówiąc im żeby w końcu poszli się przespać bo z tego co się dowiedziałam to siedzieli tu razem ze mną,gdy tylko dowiedzieli się że jestem w szpitalu. A z tego co się dowiedziałam dzisiaj od lekarza,muszę tu zostać jeszcze co najmniej przez dwa dni na obserwacji,chyba że wszystko będzie w porządku to jutro po południu będę mogła wyjść do domu.
***
-Nareszcie.-odetchnęłam z ulgą wychodząc ze szpitala,ciągła masa badań,pobieranie krwi potrafi człowieka wykończyć,tym bardziej że cały czas musiałam leżeć i nie wstawać. Amber nie odzywała się do mnie podczas mojego pobytu w szpitalu,a nie raz pisała że wpadnie do mnie po skończeniu pracy,a później pisała z przeprosinami że nie "wyrobi się bo ma dużo pracy". Nie miałam jej tego za złe,w końcu musi jakoś sobie radzić,ale ja już nie raz mówiłam jej że wspomogę ją finansowo gdy tylko będzie tego potrzebowała. Zawsze kończyło się to kłótnią,więc w końcu odpuściłam ten temat i nie powracałam do niego. Justin też się ze mną nie kontaktował,w sumie nawet nie liczyłam na żadną wiadomość typu "jak się czujesz?",nie jestem lepsza bo sama do niego nie pisałam.No bo po co?
Rodzice niestety nie mogli odebrać mnie ze szpitala,bo dzisiaj z samego rana musieli wyjechać na jakieś pilne spotkanie na drugim końcu miasta,więc zadzwoniłam po taksówkę i czekałam na nią pod wejściem do szpitala.Czekając na pojazd,poczułam jak w kieszeni spodni wibruje mój telefon,wyciągnęłam go i nie patrząc na nazwę przyłożyłam do ucha.
-Brooklyn słońce,wracam dzisiaj!.-do moich uszu dotarł piskliwy głos mojej drugiej najlepszej przyjaciółki,Ashley.
-Ashley,w końcu!.-niemal krzyknęłam,byłam szczęśliwa że wraca.W końcu nie było jej ponad miesiąc,ponieważ wybrała się razem ze swoim chłopakiem Maxem na wakacje "życia",jak to ujęła.
-Też się ciesze,mam ci tyle do opowiedzenia.-mogłam wyczuć jej podekscytowanie.
-O której będziesz?
-Wieczorem już będę u ciebie,właśnie mamy przesiadkę z Paryża do Nowego Jorku.Muszę kończyć,kocham cię.-chciałam zakończyć połączenia,ale nie zdążyłam.-Brooke!Zaopatrz się w jakiś dobry alkohol i nasze filmy.Pa!.-krzyknęła i zakończyłam połączenie,uprzednio żegnając się z nią.
Byłam szczęśliwa że wraca,strasznie przywiązałam się do tej roztrzepanej blondynki,znam ją o wiele krócej niż z Amber,bo Ashley poznałam w pierwszej klasie liceum i od razu załapałyśmy świetny kontakt.
Po piętnastu minutach podjechała taksówka,podałam adres kierowcy i ruszyliśmy w stronę West Side.Wysiadając zapłaciłam taksówkarzowi i podziękowałam,weszłam do mieszkania słysząc tylko dźwięk lodówki,więc skierowałam się w stronę swojego pokoju i położyłam koło łóżka torbę i rzuciłam się na swoje miękkie łóżko wdychając ulubiony zapach płynu do płukania.Miła odmiana,zważając na fakt że przez tydzień byłam zmuszona do wdychania przeróżnych środków czystości,jakie używa się w szpitalach.Spojrzałam na zegarek który wskazywał za piętnaście trzynasta,nie wiedząc co ze sobą zrobić wyjęłam z szafy czarne leginsy i zwykły biały top,szybko się przebrałam,narzuciłam jeszcze na siebie czarną ramoneskę,chwyciłam kluczyki do auta i wyszłam z domu.
Jadąc przez West Side,zobaczyłam nowo otwarty salon fryzjerski,nie zastanawiając się dłużej zaparkowałam pod nim samochód i skierowałam się w stronę wejścia. Potrzebowałam zmian,nie za bardzo drastycznych,ale takich by były widoczne.
Po godzinie opuściłam salon z wielkim uśmiechem na twarzy,dotąd moje długie włosy były skrócone,aż do szyi,dzięki czemu moja twarz wydawała się smuklejsza,a kości policzkowe bardziej widoczne.Byłam zadowolona z efektu końcowego,dziewczyna w salonie proponowała mi rozjaśnienie o dwa odcienie,ale nie byłam gotowa na aż takie zmiany,więc zostawiłam swój czarny kolor taki jaki był.Wsiadłam do auta i pojechałam w stronę Bronxu,tam gdzie zmierzałam od początku,byłam podekscytowana tym jak zareaguje Amber,chociaż mogłam być pewna że nie będzie z tego zadowolona,zawsze mi mówiła jakie to mam piękne długie włosy.Cóż,miałam a teraz już ich nie odzyskam,chyba że za kilka lat.
Zaparkowałam samochód pod blokiem przyjaciółki,spojrzałam w jej okno i zobaczyłam zapalone światło,więc była w domu i nie jechałam na marne.Wysiadłam z auta i zablokowałam je,po pięciu minutach wdrapałam się na samą górę schodów i zapukałam do drzwi.Miałam klucze do jej mieszkania,tak samo jak ona do mojego,ale po co mam ich używać skoro ona jest w środku? Słyszałam ciche kroki po drugiej stronie,ale nikt mi nie otwierał więc zapukałam ponownie,lecz trochę głośniej.Nadal nic.
Wyciągnęłam klucze z kieszeni i przekręciłam zamek wchodząc do środka. Tak jak wcześniej światło było zapalone,tak teraz wszędzie panowała ciemność.Ściągnęłam buty przy drzwiach i zapaliłam światło w korytarzu.Słysząc jakieś dźwięki dobiegające z kuchni poszłam w tym kierunku,oparłam się o framugę i spojrzałam na przyjaciółkę które niemal połykała Justina,zaś ten usilnie próbował pozbyć się jej bluzy.
-Przepraszam że przeszkadzam.-skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam jedną brew ku górze w zaciekawieniu. Justin niemal odskoczył od Amber gdy usłyszał głos za plecami,musiałam walczyć sama ze sobą by nie wybuchnąć śmiechem.Amber tylko na mnie spojrzała z wielkimi oczami,chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieję.
-Brooke?.-spytała podchodząc do mnie,i dotykając moich włosów jakby były jakimś nadzwyczajnym odkryciem.
-Jak widać.Nie macaj tak moich włosów Amber.-warknęłam na nią,gdy ta nadal dotykała moje włosy.
-Wyglądasz jak nie ty,co ci odbiło żeby obcinać włosy?.-niemal krzyknęła.
-Potrzebowałam zmian.-uśmiechnęłam się do niej,i przeniosłam wzrok na Justina który wpatrywał się we mnie i zapinał guziki od swojej koszuli. Wyglądał tak samo jak ostatnio,czyli gorąco i seksownie.Nie można mu tego zaprzeczyć,był przystojny i nawet zdawał sobie z tego sprawę.
-Co tu robisz Benson?.-tym razem zapytał mnie Justin,nadal wpatrując się we mnie przeszywającym spojrzeniem.
-Mogła bym zapytać cię o to samo,Bieber. Ale już się domyśliłam po co tu jesteś.-puściłam mu oczko i podeszłam do czajnika by nastawić wodę na herbatę.
-To nie tak,my po prostu..
-Nie interesuję mnie to Justin,nie musisz się tłumaczyć.-przerwałam mu i wzruszyłam ramionami.
Nie interesowało mnie po co tu był,jaki miał związek z Amber.W końcu ta dziewczyna,a moja przyjaciółka lubiła bawić się chłopakami,potrafiła czasami nawet zaliczyć w jedną noc pięciu facetów.A z tego co wiem o Bieberze,robił to samo więc nie mnie oceniać ich związku,chcieli się bawić niech się bawią.Tylko dlaczego Amber kazała mi nie zbliżać się do Justina?Czyżby bała się że odbiorę jej seks zabawkę i będzie musiała znaleźć kogoś innego?
Nigdy nie słuchałam swojej przyjaciółki,co nie raz sprowadzało mnie na złą drogę albo wkopywało mnie to w kłopoty.Ale jeśli ktoś by mnie uprzedził,co się stanie w moim życiu.Trzymała bym się od niego z daleka,chociaż nie jestem co do tego w stu procentach pewna.
Jeśli przeczytałeś/aś,skomentuj :)
OMG. Genialne :-)
OdpowiedzUsuń"Codziennie zmieniał numer pokoju.
OdpowiedzUsuńZmieniał numer telefonu.
Przejechane kilometry były nieskocznym ciągiem cyfr,
a wystrzelone naboje i odebrane dusze przestał liczyć już dawno.
Jego imieniem jest 27 ale ten człowiek zasługuje na coś więcej niż tylko liczby."
Zapraszam na nowe opowiadanie o Justinie.
forgivemefatherff.blogspot.com